„Jeżdżenie
czołgiem i strzelanie” – tak w skrócie można podsumować wyobrażenie o
wojsku statystycznego, nieinteresującego się tą tematyką obywatela. Na
te aspekty stawiają również uczelnie wojskowe w swoich filmach
promocyjnych, chcąc zachęcić młode osoby do przekroczenia ich progów. Od
samego początku nauki kładzie się nacisk na przyswajanie zagadnień
zarówno ogólno wojskowych, jaki i specjalistycznych. I choć włączenie do
programu studiów przedmiotów z dziedziny zarządzania organizacjami daje
podstawy teoretyczne do kierowania ludźmi, to jednak słowo – klucz to
właśnie „teoria”. Rozwijanie umiejętności interpersonalnych i
komunikacyjnych przyszłych dowódców gdzieś umyka.
Nieliczne zajęcia
podejmujące temat zagadnień psychologicznych i kompetencji miękkich
stają się dla podchorążych źródłem irytacji lub okazją do skupienia
uwagi na innych czynnościach. Podczas moich studiów popularne były
krążące wśród podchorążych opowieści o pewnym wykładowcy, który wprost
nazywał swój przedmiot „zapchajdziurą”, a zajęcia prowadził urządzając
sobie „mruczankę” do losowo wybranego przedmiotu znajdującego się na
sali wykładowej, z 1,5–godzinnego odrętwienia wyrywały podchorążych
tylko zbawienne stwierdzenia: „To jest nieważne. To też nie jest
potrzebne… ooo, to też jest na tej prezentacji?”
Badania ankietowe
przeprowadzone wśród żołnierzy – misjonarzy wykazały, że najważniejsze
umiejętności dowódcy to: zdolność nawiązania relacji (jedności) z grupą
podwładnych, wzajemnie zaufanie, umiejętność motywowania i opanowanie,
czyli kompetencje miękkie. Wiedza ogólnowojskowa i specjalistyczna
zostaje weryfikowana w toku służby. I to czasami brutalnie weryfikowana.
Nie chcę umniejszać jej roli, gdyż znajomość zagadnień z dziedziny
wojskowości jest niezbędna żołnierzom. Ale daje tylko podstawy – bazę,
która ulega rozbudowie w starciu z jednostkową rzeczywistością, do
której specyfiki działania trzeba się dostosować. A jak to wygląda w
praktyce? Mój dobry znajomy, młody, świeżo upieczony podporucznik
przyszedł na swoją pierwszą jednostkę – musiał stanąć przed ludźmi
dysponującymi większą od niego wiedzą specjalistyczną i doświadczeniem, a
następnie kierować nimi. Od jego umiejętności i postępowania zależało
czy zasłuży na szacunek i zaufanie. Początkowa rezerwa zaczęła mijać,
gdy żołnierze zdziwieni zauważyli, że dowódca wstawia się za nimi,
interesuje ich życiem i nawet razem z nimi dba o swój czołg. Ale przez
to, że wymaga od siebie, może wymagać od swoich ludzi. Nie są to czcze
słowa – zespół i zaufanie – tylko solidna podstawa dająca poczucie
bezpieczeństwa podwładnym w czasie wykonywania działań. Zaufanie to jest
obustronne. Podwładni wiedzą, że dowódca troszczy się o nich, a dowódcy
mają ufność w ich wyszkolenie.
Dowodzenie drugim człowiekiem to trudne
zadanie niosące ze sobą ogromną odpowiedzialność, dlatego warto dołożyć
szczególnych starań w rozwój umiejętności interpersonalnych przyszłej
kadry dowódczej. Jak można ocenić, kto jest dobrym dowódcą? Według
jakich wskaźników? Skuteczności wykonania zadania? Wypastowanych butów i
ściągniętych pasów? Czy może kluczowy jest czynnik ludzki? „Jeżdżenie
czołgiem i strzelanie” to niewielki element wojska i może warto o tym
pamiętać.